Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1119

Ta strona została przepisana.

O trzy mile od Rupelmonde, żandarmi napotkali kilku żołnierzy francuzkich, zgromadzonych około ognia; nieszczęśliwi gotowali ćwierć konia, jedyne pożywienie, które od kilku dni znaleźć mogli.
Zbliżanie się żandarmów sprawiło pomiędzy niemi wielkie zamięszanie; dwóch chciało uciekać; lecz jeden powstał mówiąc:
— Jeżeli nieprzyjaciele, to zabiją nas, i raz się skończy.
— Francuzi! francuzi!... — zawołał Henryk, który słyszał ich mowę — zbliżcie się do nas biedaki.
Nieszczęśliwi poznając ziomków, przybiegli szybko; dano im płaszcze, po kieliszku wódki i pozwolono zabrać się na wozy.
Tym sposobem szli za oddziałem.
Nakoniec ściągnięto na brzegi Escautu; noc była ciemna; żandarmi spotkali tam dwóch ludzi, którzy w złej flamandczyznie żądali przewiezienia na drugi brzeg.
Wachmistrz mówił po holendersku. Wychylił więc głowę i posłyszał te wyrazy.
— „Jesteście francuzami i zginąć musicie.”
Jeden z dwóch ludzi przyłożył mu sztylet do gardła i nie trudząc się obcą mową, rzekł najczyściejszą francuzczyzną.