Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1120

Ta strona została przepisana.

— Ty, ty zbójco zginiesz, choćbyś był sto razy flamandczykiem, jeżeli nas nie puścisz natychmiast.
— Trzymaj go, trzymaj — zawołał wachmistrz — za pięć minut będziemy przy tobie.
Lecz kiedy dwaj francuzi zastanawiali się co znaczy te wyrazy, Holender odwiązał łódkę i oddalił się, zostawiając obcych na brzegu.
Żandarmi wyprawili jednego z ludzi, aby strzałem pistoletowym powalił przewoźnika.
Łódź pozostawiona bez przewodnika, zwróciła się napowrót, a kiedy dotykała brzegu, dwaj stojący nad wodą zajęli ją.
Ten pośpiech zadziwił sierżanta.
— Panowie, coście za jedni?... — zapytał.
— Jesteśmy oficerami z marynarki, a panowie zdaje się żandarmi d’Aunisa?
— Nie inaczej, i cieszy nas, że możemy być wam użyteczni; czy nic zechcecie nam towarzyszyć?
— Najchętniej.
— Siadajcie zatem na wozy, jeżeli pieszo iść nic możecie.
— Czy mogę panów zapytać gdzie się udajecie?... — zapytał jeden z marynarzy, ten który dotąd milczał.
— Mamy rozkaz dotrzeć aż do Rupelmonde.