— Przed drzwiami na progu, leży człowiek szarym płaszczem odziany.
— Ho!... ho!... ho!... jak widzę, du Bouchage pozwolił sobie postawić żandarma przed drzwiami swojej kochanki.
— To wcale nie żandarm, Mości książę, to lokaj tej pani, albo lokaj hrabiego.
— Jaki to rodzaj lokaja?
— Niepodobna widzieć jego postaci; ale co postrzegać dokładnie się daje, to nóż flamandzki za pasem, na którym silną rękę opiera.
— To apetyczne!... — rzekł książę; Aurilly, obudź mi tego hultaja.
— Boję się, Mości książę.
— A to czego?
— Nie licząc, że może dostać mi się po skórze, nie chciałbym sobie z panów Joyeuse śmiertelnych zrobić nieprzyjaciół, ponieważ bardzo dobrze są widziani na dworze.
Gdybyśmy to byli panami Holandyi, to jeszcze mniejbym dbał o to; ale w położeniu naszem, grzecznemi być wypada, osobliwie dla tych, którzy nas ocalili. Ostrożnie, Mości książę, żeby nam tego nie przypomnieli.
— Masz słuszność Aurilly — rzekł książę tupiąc nogą — masz słuszność, a przecież...
— Rozumiem.... przecież Wasza książęca
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1160
Ta strona została przepisana.