wolnym i niepewnym, odkrywając czoło łyse, podobne do czoła starców, obciążonych latami.
Ten, do którego się zbliżał, miał za sobą światło tak, że Remy rysów jego nie mógł rozpoznać.
— Przebacz pan — rzekł, — sądziłem, że sam tu jestem.
— I ja także — odrzekł zapytany — lecz z przyjemnością widzę, że będę miał towarzyszy.
— Tak, smutnych towarzyszy — mówił Remy, ho wyjąwszy chorego, którego prowadzę do Francyi...
— A!... — westchnął Aurilly udając litość dobroduszną — rozumiem co pan chcesz powiedzieć.
— Czy tak?... — zapytał Remy.
— Tak, chcesz pan mówić o młodej kobiecie.
— O jakiej kobiecie?... — odparł Remy.
— Nie gniewaj się mój przyjacielu — mówił Aurilly — jestem intendentem Joyeusa i przybyłem z rozkazu mojego pana do jego brata; hrabia wyjeżdżając polecił mi młodą damę i jej starego służącego, którzy mają powracać do Francyi.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1177
Ta strona została przepisana.