Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1193

Ta strona została przepisana.

— Bynajmniej, dla wszystkich.
— Kiedy książę na nią patrzył to się nie kryła.
— Wypadek — odpowiedział Remy — przytem słusznie, że kiedy ją książę widział, niech jej nikt nie zobaczy.
Pomimo, że kilka dni upłynęło, a podróż do kresu się zbliżała, dzięki przezorności Remyego i jego pani, ciekawość Aurillego zaspokojoną nie została.
Już Pikardya ukazywała się oczom podróżnych.
Aurilly, który od kilku dni wszystkie wyczerpał środki, jako to: żarty, grzeczności, nadskakiwania, podstępy a nawet gwałty, zaczął się niecierpliwić i zła jego natura przemogła.
Domyślał się, że pod zasłoną tej kobiety, wielka się kryje tajemnica.
Pewnego dnia pozostał nieco w tyle z Remym i ponowił dawne pokusy, które stanowczo odpartemi zostały.
— Przecież — rzekł Aurilly — dziś, czy jutro muszę widzieć panią twoją.
— Zapewne, ale to będzie wtedy, gdy ona zechce, a nie pan tylko.
— A gdybym użył siły — przerwał Aurilly.
Błyskawica trysnęła z oczów Remyego.