dni dla Aurillego, nie istniały dla księcia, nie obudziły jego ciekawości, ani nie przywołały wspomnień; tymczasem, od ośmiu dni Aurilly bada, szuka, domyśla się i pozna cię jeżeli już niepoznał.
W tej chwili przybył Aurilly jadąc boczna ścieżką i ukazał się niespodziewanie, aby pochwycić jaki wyraz z rozmowy.
Milczeniem go przyjęto, co dowodziło, że jest natrętnym; jechał więc w tyle jak dawniej.
Od tej chwili Aurilly powziął zamiar stały.
Obawiał się czegoś, jak mówił Remy, ale obawiał się instynktownie.
Nie mógł wytłomaczyć sobie dlaczego tak starannie ukrywano przed nim twarz, którą wcześniej, czy później musiał ujrzeć.
Aby mu lepiej się powiodło udał, że go zupełnie nieobchodzi i starał się okazywać wesołym i przyjemnym.
Remy uważał tę zmianę.
Przybyli do miasta i nocowali jak zwykle.
Nazajutrz, pod pozorem długiej jeszcze drogi, wyjechano o świcie.
W południe, potrzeba było zatrzymać się na popas.
O drugiej wyruszyli i jechali do czwartej.
Wielki las widać było w oddaleniu.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1196
Ta strona została przepisana.