Był to las de la Ferre.
Wygląda on tajemniczo i posępnie jak lasy północy; lecz widok ten uroczysty, nie czynił wrażenia na Remym i Dyanie, przywykłym do kniei Anjou i Sologne.
Spojrzeli tylko po sobie, jakby pojmowali oboje, że tutaj czekał ich wypadek, który od chwili wyjazdu wisiał im nad głowami.
Wjechano w las.
Było około szóstej wieczorem.
Po półgodzinnej drodze, noc zapadła.
Silny wiatr otrząsał liście i pędził je ku ogromnej wodzie ukrytej w cieniu lasu, około której ciągnęła się droga.
Deszcz padał od dwóch godzin, grunt zatem był śliski.
Dyana pewna swojego konia, odważnie i wolno puściła lejce.
Aurilly jechał po prawej, Kemy po lewej stronie.
Aurilly był na ścieżce od stawu, Remy na środku drogi.
Żadna żyjąca istota nie ukazywała się na drodze.
Rzekłbyś, że las jest zaczarowaną knieją, w której nic żyć nie może, gdyby kiedy niekiedy
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1197
Ta strona została przepisana.