Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1198

Ta strona została przepisana.

nie odzywało się wycie wilków, oznajmiające zbliżanie nocy.
Nagle, Dyana uczuła, że siodło jej, przymocowane przez Remyego, chwiać się poczęło; przywołała go zatem.
Remy zeskoczył z konia i zabrał się do przymocowania popręga.
W tym czasie, Aurilly zbliżył się do Dyany i sztyletem przerżnął sznurek utrzymujący maskę.
Zanim zdołała podnieść rękę do twarzy, Aurilly porwał maskę i schylił się ku niej.
Oczy tych dwóch istot spotkały się strasznem wejrzeniem; trudno powiedzieć, które z nich było bledsze i groźniejsze zarazem.
Aurilly uczół zimny pot oblewający mu czoło, opuścił maskę i sztylet i załamał ręce z boleścią i trwogą.
— Przez Boga!... pani de Mousorcau!
— Tego nazwiska nie powtórzysz więcej — zawołał Remy, chwytając Aurillego za pas i ściągając z konia.
Obadwa, padli na drogę.
Aurilly wyciągnął rękę, aby pochwycie sztylet.
— Nie, Aurilly, nie — rzekł mu Remy,