Bulion, ten wzmacniający monarchiczny posiłek, zaniedbano; napróżno biedak wyglądał ze złotej wazki, nic nie otrzymał.
Król wziął się do potrawy z kuropatew.
Właśnie czwarty kawałek kładł do ust, kiedy lekki szelest dał się za nim słyszeć, i znany glos cierpko zawołał:
— Jedno jeszcze nakrycie.
Król odwrócił się.
— Chicot!... — zawołał.
— We własnej osobie.
Chicot według zwyczaju, rozwalił się na krześle, wziął talerz i zaczął od ostryg, wybierając największe i najtłuściejsze.
— Ty tutaj, Chicot!... — zawołał Henryk.
— Ciszej!... — odrzekł mając pełną gębę.
I korzystając z zadziwienia króla, przysunął przed siebie kuropatwy.
— Stój, Chicot, to moje — zawołał król, wyciągając rękę dla odebrania talerza.
Chicot przedzielił i po bratersku oddał połowę.
Potem, nalał sobie wina, przejadł pasztetu, nadziewanych raków, wypił bulion i dopiero po chwili ciężko westchnął.
— Już mi się jeść nie chce — powiedział.
— Spodziewam się — odparł król.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1205
Ta strona została przepisana.