Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1208

Ta strona została przepisana.

— A drogi czy pewne?
— Jak w raju; tylko aniołków na nich spotkać można, śpiewających chwałę królowi.
— Chicot, jak widzę powracamy do Wirgiliusza.
— Do którego miejsca?
— Do Bukolik. „O fortunatos nimium”!
— Bardzo dobrze, ale na co ten wyjątek na korzyść rolników, mój synu?
— Niestety! bo tego nie ma w miastach.
— Koniec końcem, że miasta są punktem zepsucia.
— Sam osądź; odbyłeś pięćset mil drogi bez żadnej przygody, a ja tylko jeździłem do Vincennes, trzy ćwierci mili i...
— I co?...
— O mało mnie nie zamordowali na drodze.
— Ha! ha! ha!... — rozśmiał się Chicot.
Opowiem ci to, mój przyjacielu; właśnie mam to opisać... gdyby nie moi czterdziestu pięciu, byłbym zginął.
— Czy tak!... i gdzież to zaszło?
— Pytasz gdzie zajść miało?
— Nieinaczej.
— Pod Bel-Esbat.
— Blisko klasztoru naszego przyjaciela Gorenflota.