— W tem samem miejscu.
— Jakże się znalazł w tej okoliczności nasz przyjaciel?
— Cudownie, jak zawsze; nie wiem czy ze swojej strony słyszał o czemś, ale zamiast chrapać o tym czasie, jak czynią wszystkie mnichy, stał na balkonie.
— I nic więcej nie robił?
— Kto?
— Dom Modest.
— Błogosławił mnie z powagą, sobie tylko właściwą.
— A mnichy?
— Krzyczeli na całe gardło, niech żyje król!...
— I nic więcej nie widziałeś?
— Cóż miałem widzieć?
— Że mieli broń pod habitami.
— Wiem, że wszyscy byli uzbrojeni, i dlatego uwielbiam przezorność godnego przeora i powiadam: Ten człowiek wiedział o wszystkiem, a jednak nic nie mówił i nic nie żądał; nie przyszedł do mnie nazajutrz, jak Epernon macać po wszystkich moich kieszeniach, mówiąc: „Najjaśniejszy panie, za ocalenie króla.”
— O! do tego on niezdolny a jego ręce nie weszłyby w twoje kieszenie.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1209
Ta strona została przepisana.