Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1228

Ta strona została przepisana.

zwyczajnej boleści, mówiącej tak szlachetnie i szczerze, głosem łagodnym.
Oko jego przyćmiło się, odbijając smutek Joyeusa, ciało obwisło, jakby przez sympatyę dla ciężkich boleści.
Sam król uczuł ból serca, słuchając tej smutnej mowy.
— A!... rozumiem cię, przyjacielu — rzekł — chcesz wstąpić do zakonu, lecz jeszcze czujesz w sobie człowieka i pokus się boisz.
— Nie lękam się surowości życia, Najjaśniejszy panie, ale boję się czasu próby, nic dla tego, abym chciał złagodzić doświadczenia, jakie będę musiał ponosić, ale żebym już nie mógł pomyśleć o powrocie do przeszłości; chciałbym jednym słowem, aby ta krata, która mnie oddzieli od ludzi, natychmiast wyskoczyła, nie zaś jak według reguł zakonu, powoli rosła jak płot tarniowy.
— Biedny chłopiec — rzekł król po pilnem wysłuchaniu mowy — biedny chłopiec. Sądzę, że dobrym będzie kaznodzieją, a co nieprawda Chicot?
Chicot nic nie odpowiedział; du Bouchage mówił dalej:
— Pojmujesz Najjaśniejszy panie, w mojej familii powstanie walka, w najbliższych znajdę