przewagę w obec szwajcarów i gwardyi arcychrześciańskiego monarchy; uradowany bo król przyjął go tak, iż trudno było pomyśleć, aby miał jakie przeciw Gwizyuszom podejrzenie.
W chwili, kiedy miał przejść przez furtkę Luwru, posłyszał brzęk ostróg.
Przystanął, sądząc, że król kazał go przywołać jeszcze i zadziwił się, poznając pod hełmem poczciwą twarz mieszczanina Roberta Briquet, dawnego znajomego.
Wiemy, że pierwsze spojrzenie sobie w oczy tych ludzi, nie mogło być spojrzeniem sympatyi.
Boromeusz na pół stopy kwadratowej otworzył gębę, jak mówi Rabelais i sądząc, że ten, który za nim idzie, chce go zaczepić, przystanął tak, że Chicot go dogonił.
Wiadomo zaś jaki krok miał Chicot.
— Co u licha!... — rzekł Boromeusz.
— Do dyabła!... — zawołał Chicot.
— Mój zacny panie.
— Mój czcigodny ojcze.
— Co za hełm!
— Co za kaftan bawoli!
— Cieszę się, że cię oglądam.
— Cieszę się, że cię dogoniłem.
I dwaj znajomi spoglądali na siebie przez
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1242
Ta strona została przepisana.