siostro, że więcej tym głupcom czynisz honoru, niż na to zasługują”.
— Jaki honor? — Chicot znowu powtórzył.
— Nakoniec — rzekł Chicot — wszystko się wyjaśniło, oprócz post-scriptum. Dobrze, będziemy nad tem czuwali.
— Panie Chicot — odważył się odezwać Bonhomet, sądząc, że Chicot czytać przestał — nie raczyłeś mi powiedzieć, co mam z tym trupem uczynić.
— To rzecz bardzo prosta.
— Dla pana, który tak wiele masz imaginacyi, ale nie dla mnie.
— A więc, przypuśćmy naprzykład, że ten nieszczęśliwy kapitan pokłócił się na ulicy ze szwajcarami albo rajtarami i że go tutaj przyniesiono rannego, czybyś odmówił przyjęcia go?
— Zapewne że nie, bylebyś mi tego panie Chicot nie bronił.
— Przypuśćmy, że przyniesiony tutaj, pomimo danego mu ratunku, na twoich rękach umarł.
Czy twoja w tem wina?
— Zapewnie, że nie.
— I zamiast wyrzutów, godzieneś pochwal za twoję ludzkość i gościnność; przypuśćmy jesz-