Prawda, myślał Chicot siadając jak tylko można najwygodniej na rynnie, zwyczajnem stanowisku swojem, prawda, że młodzieniec opowiada o odwiedzinach, i że te odwiedziny mogą być od kobiety, bo dziś bogate panie wiele sobie pozwalają. Ernauton jest młody, piękny i wytworny; Ernauton mógł się podobać i na schadzki kazano mu kupić ten domek; kupił więc i przyjął schadzkę. Ernauton, myślał dalej Chicot, żyje na dworze i jakaś dama dworu kocha go. Biedny chłopiec, czy tylko kochany?... wszystko mi się zdaje, że wpadnie w przepaść. Gdybym mu wyciął naukę moralną?... ale nauka moralna w tym razie bezużyteczną jest i głupią: bezużyteczna bo jej nie będzie słuchał; głupia, bo lepiej poszedłbym spać i pomyślał o tym biednym Boromeuszu. Właśnie, myślał znów Chicot zasępiając się, jedne rzecz widzę: że nie ma wyrzutów sumienia i że to uczucie jest względne; dowód, że zabicie Boromeusza nic mnie nie wzrusza, a zajmuje mnie położenie pana de Carmainges; myślę nawet, że gdyby Boromeusz przybił mnie do stołu jak ja przybiłem go do ściany, równic nie miałby nic sobie do wyrzucenia.
Właśnie w tym punkcie rozumowania był Chicot, gdy z zamyślenia wyrwało go przybycie lektyki ze strony zajazdu pod „pięknym Rycerzem”
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1289
Ta strona została przepisana.