— A!... — rzekł — zdaje mi się, że suknia, jakóbity, widać pan Gorenflot zwolnił karność zakonną, kiedy pozwala o tej godzinie i w miejscu tak odległem włóczyć się zakonnikom.
Chicot ścigał oczyma zakonnika, kiedy ten szedł ulicą Augustyańską i jakieś przeczucie mówiło mu, że w nim znajdzie rozwiązanie zagadki, nad którą męczył się napróżno.
Prócz tego, Chicot, w nieznajomym jeźdzcu poznawał znajomego, a w mnichu znów widział ułożenie ludzi przywykłych do fechtowania.
— Niech zginę — rzekł — jeżeli pod tą odzieżą nie ukrywa się ten mały łotr, którego chciano mi dać za towarzysza podróży, a który tak doskonale rapirem robi.
Zaledwie myśl ta przyszła Chicotowi, przyśpieszył kroku i wkrótce dogonił chłopca biegnącego z suknią podkasaną.
Nie była to rzecz trudna, zważywszy, że mnich przystawał co chwila i w tył oglądał, jakby z żalem się oddalał.
Spojrzenia jego skierowane były ku oknu oświetlonemu.
Chicot był pewny, że go domysł nie zawiedzie.
— Hola! kumciu — zawołał — Kubusiu Clement, poczekaj!
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1295
Ta strona została przepisana.