biło gwałtownie;, szczegóły nic nie znaczące z pozoru, dla niego miały interes ogromny.
Gdy noc zapadła, dwaj młodzi ludzie rozmawiali po ciemku w apartamencie admirała.
Henryk strudzony drogą, zmęczony dziwnemi wypadkami, które mu opowiedziano, nie mając siły oparcia się coraz nowym wzruszeniom, położył się na łóżku brata i machinalnie wzrok wlepił w nieba lazury, które zdawały się dyamentami zasiane.
Młody wachmistrz usiadł przy oknie i dał wolny pęd myślom, owej poezyi młodości owemu upojeniu, w jakie wprawia świeżość wieczoru.
Uroczyste milczenie pokrywało park i miasto, którego bramy zamykano, i w którym rozpalały się światła i słychać było psów szczekanie.
Nagle, wachmistrz podniósł się, dał znak ręką i wychyliwszy się z okna, cicho przywołał hrabiego, leżącego na łóżku.
— Pójdź pan, pójdź pan — mówił.
— Co tam takiego? — zapytał Henryk budząc się z marzenia.
— Ten człowiek...
— Co za człowiek?
— Człowiek w guni, szpieg.
— Ha!.. — rzekł Henryk zrywając się i stając obok wachmistrza.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1321
Ta strona została przepisana.