Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Kapitan zbliżył się do okna i przywołał żołnierza pilnującego koni.
Tymczasem panu Fournichon przyszła na myśl pewna uwaga.
— Łaskawy panie — rzekł on (bo skoro dostał tak wspaniałomyślnie zapłacone trzy pistole zadatku, zaraz nieznajomego nazwał łaskawym panem:) a jakże poznam tych panów?
— Prawda, krwi boska! zapomniałem; podaj mi lak, papier i świecę.
Pani Fournichon wszystkiego dostarczyła.
Kapitan wycisnął na laku sygnet, który nosił na lewej ręce.
— Czy widzisz tę figurę? — zapytał.
— Na honor, co za piękna kobieta.
— Tak, to Kleopatra. Otóż, każdy z moich współziomków okaże ci podobny wycisk, przyjmiesz więc takiego... Czy zrozumiałeś?...
— Na jak długo?
— Jeszcze nie wiem; później otrzymacie w tym względzie moje rozkazy.
— Będziemy ich oczekiwać.
Piękny kapitan zszedł po schodach, wsiadł na koń i dobrym kłusem odjechał.
Małżonkowie Fournichon oczekując na powrót jego, schowali do kieszeni trzydzieści li-