Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1355

Ta strona została przepisana.

pozwól podziękować za dobroć twoję, za cierpliwość i miłość dla biednego szaleńca.
Joyeuse spojrzał w twarz brata; spojrzał jak człowiek, który rozczuleniem na drugim wymódz coś pragnie.
Lecz Henryk i na rozczulenie był nieporuszonym i tylko smutnym odpowiedział uśmiechem.
Joyeuse uścisnął brata i odejść pozwolił.
— Niech idzie — rzekł do siebie — wszystko jeszcze nie skończone i choćby się najbardziej śpieszył, jeszcze go dogonię.
Poszedł więc do króla, który w łóżku jadł śniadanie, mając przy sobie Chicota.
— Jak się masz? — rzekł Henryk III-ci do admirała — cieszy mnie, że cię widzę, myślałem, że po trudach podróży cały dzień spać będziesz. Jakże się miewa brat mój?
— Niestety, Najjaśniejszy panie, nic o nim niewiem, ale przychodzę mówić o moim bracie.
— O którym?
— O Henryku.
— Czy zawsze chce zostać mnichem?
— Więcej, niż kiedykolwiek.
— I przywdziewa sukienkę?
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— Ma słuszność, mój kochany.