powtarzam: kochałam i nie będę kochała; żyłam i muszę umrzeć.
Joyeuse nie przestawał spoglądać na Dyanę, ogień jej spojrzeń wkradł się do jego serca, podobnie jak ogień wulkanu.
— Tak — rzekł raz jeszcze głosem cichym spoglądając na nią — tak, Henryk musiał cię kochać. A! pani, na kolanach cię błagam, miej litość i kochaj mojego brata.
Dyana pozostała zimną i milczącą.
— Nie przyprowadzaj pani całej rodziny do rozpaczy, nie niszcz całej jej przyszłości, każąc umierać jednemu, a drugim płakać.
Dyana nic nie odpowiadała, tylko smutnie na błagającego patrzyła.
— A! — zawołał nakoniec Joyeuse, a! miej litość nademną samym... to spojrzenie mnie pali. Bądź zdrowa pani, żegnam cię.
Powstał jak szalony, zatrząsł kratami i uciekł pomiędzy swoich ludzi, którzy go przy ulicy d’Enfer czekali.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1364
Ta strona została przepisana.