zwłaszcza gdy machinalnie ręką sięgnęli do kieszeni.
Jedni obcięli wypocząć, drudzy przed wieczerzą mieli zamiar przebiedz miasto.
Młodzieniec z dwoma służącymi zapytał, czy w Paryżu nie ma co nowego do widzenia.
— Na honor — rzekła pani Fournichon, której ten młodzieniec bardzo przypadł do gustu, jeżeli się pan nie lękasz tłumów i jeżeli to pana nie przerazi, że przez cztery godziny będziesz musiał stać na nogach, możesz pan rozerwać się idąc patrzeć na stracenie pana de Salcèda, hiszpana, który knuł spiski.
— Prawda — odparł młodzieniec — coś o tem słyszałem, pójdę zatem!
I wyszedł z dwoma służącymi.
Około godziny drugiej przybyło piętnastu nowych podróżnych, idąc grupami po czterech lub pięciu.
Niektórzy nawet przybyli pojedynczo.
Jeden z nich przybył jak sąsiad, z gołą głową i szpicrutą w ręku; przeklinał on Paryż i jego złodziei tyle śmiałych, że mu skradli kapelusz w stronie placu Grève, gdy się przez tłumy przeciskał, a tak się zręcznie sprawili, że nie mógł żadną miarą dostrzedz prawdziwego złoczyńcy.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/140
Ta strona została przepisana.