Zresztą, sobie musiał przypisać całą winę, bo nie powinien był wchodzić do Paryża w kapeluszu ozdobionym piękną zapinką.
O czwartej już czterdziestu współziomków kapitana rozgościło się w oberży państwa Fournichon.
— Dziwna rzecz! — rzekł gospodarz do małżonki, to sami gaskończycy.
— A cóż w tem dziwnego widzisz? — odpowiedziała jejmość — wszakże kapitan powiedział, że przyjmuje tu swoich współziomków?
— Cóż ztąd?
— Skoro sam jest gaskończykiem, to przecież i jego ziomkowie także muszą być gaskończykami.
— Prawda, masz słuszność — rzekł gospodarz.
— Alboź to pan d’Epernon nie pochodzi z Tuluzy?
— Prawda, prawda; ty więc zawsze go masz za pana d’Epernon?
— Alboż mu się nie wymknęło trzy razy to sławne: krwi boska?
— Wymknęło mu się sławne krwi boska? — spytał niespokojny Fournichn — cóż to takiego?
— Niedołęgo!.. to jego ulubione zaklęcie.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/141
Ta strona została przepisana.