tego co stał na straży i wyjawił mu swoje nazwisko, dodając:
— Przyprowadziłem dla nas dobrego kolegę.
— Wejdźcie panowie — rzekł uprzejmie odźwierny.
— Zanieś to do składu — powiedział Poulain, oddając jednemu gwardziście trzy pancerze i żelaztwo Roberta Briquet.
— Aha! mają skład — pomyślał ten ostatni — coraz to lepiej, do pioruna! Jak to waćpan wszystko dobrze urządziłeś!... — powiedział do swojego przewodnika.
— Tak, tak, człowiek niezupełnie głupi — dumnie uśmiechając się odparł Poulain — ale pójdźmy, niech pana przedstawię.
— Daj pokój — rzekł mieszczanin — ja jestem bardzo bojażiiwy. Dosyć mi na tem, aby mię tutaj cierpiano; skoro położę jakie zasługi, to mię moje czyny przedstawią, jak twierdzi grek pewien.
— Czyń pan co chcesz — odpowiedział Poulain — i zaczekaj tu na mnie.
Następnie przywitał kilku przechodzących.
— Na cóż jeszcze czekamy?... — spytał któryś z nich.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/180
Ta strona została przepisana.