Mikołaj Poulain rozłączył się z towarzyszem i pośpieszył do swoich wspólników.
Briquet udał, że schodzi na dziedziniec, lecz skoro przybył na pierwszy stopień schodów, zatrzymał się, aby rozpoznać miejscowość.
W skutek spostrzeżeń swoich przekonał się, że sklepienie ciągnie się równolegle od zewnętrznego muru, i że go zasłania dachem szerokim. Sklepienie to widocznie prowadziło do jakiejś niskiej sali, właściwej dla tajemniczego zgromadzenia, do którego Briquet nie został przypuszczony.
W domyśle tym, który się wkrótce w pewność zamienił, utwierdziła go okoliczność, że ujrzał światło w zakratowanem okienku, przebiłem w murze, przy którem znajdowała się drewniana zasłona, jak przy oknach więzień lub klasztorów, niedopuszczająca widoku z zewnątrz lecz tylko powietrze i światło z nieba.
Briquet wpadł na myśl, że to jest okno sali zgromadzeń, i że dostawszy się do niego, można najdogodniej robić spostrzeżenia, chociaż samo tylko oko musiałoby zastępować zmysły inne.
Największą trudność stanowiło dostanie się do tego obserwatoryum i umieszczenie tak, aby widzieć nie będąc widzianym.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/185
Ta strona została przepisana.