Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/186

Ta strona została przepisana.

Briquet spojrzał w koło siebie.
Na dziedzińcu pełno było paziów z końmi, żołnierzy z halabardami i odźwiernych z kluczami a wszystko ludzie zwinni i baczni.
Szczęściem dziedziniec był bardzo obszerny a noc bardzo ciemna.
Nareszcie paziowie i żołnierze, widząc, że sprzymierzeni znikli pod sklepieniem, o nic już nie dbali, odźwierny zaś przekonany, że wszystkie drzwi pozamykane i że nikt nie wyjdzie bez hasła, zajął się przygotowaniem sobie łóżka i wina korzeniami zaprawnego, które się grzało przy ogniu.
Ciekawość ma w sobie równie energiczne podniety, jak wybuchy wszelkiej innej namiętności. Dla tej wielkiej żądzy dowiedzenia się, niejeden życie postradał.
Briquet dotychczas tak dobre miał wiadomości, że wypadało mu koniecznie uzupełnić je.
Znowu więc spojrzał wkoło siebie, a podżegany światłem, które z okna padało na żelazne kraty, mniemał, że w tem odbiciu się widzi znak przywołujący go, w połyskujących zaś kratach, wyzwanie silnych pięści jego.
Aby więc dostać się do drewnianej zasłony, Briquet zsunął się po gzemsie, który zdobiąc ganek dochodził aż do tego okna, i niby kot lub