małpa, szedł na nogach i rękach wzdłuż ścian, oparty jedynie na ich ozdobach.
Gdyby paziowie i żołnierze mogli byli w cieniu rozpoznać tę fantastyczną postać, niby beż żadnej podpory po murze chodzącą, pewno byliby narobili hałasu, utrzymując, że to są czary, i najśmielszemu z nich nawet, niezawodnie włosy byłyby na głowie powstały.
Ale Robert Briquet nie dał im czasu na dostrzeżenie czarodziejstw swoich.
Za czwartym krokiem już był przy oknie, uczepił się krat i wcisnął między nie a zasłonę; tak z zewnątrz nie mógł go nikt dostrzedz, od wnętrza zaś kraty prawie zupełnie go zasłaniały.
Nie mylił się i skoro przybył na miejsce, ujrzał trudy swoje i śmiałość obficie wynagrodzone.
W rzeczy samej ujrzał on przed sobą wielką salę, którą oświecała żelazna lampa o czterech ogniskach, a w tej sali wszelkiego rodzaju zbroję; pomiędzy którą dobrze szukając, byłby zapewne rozpoznał swoje naramienniki i pancerz.
Zgromadzonemi tam pikami, halabardami, muszkietami i t. p., które leżały na kupach lub w wiązkach, można było uzbroić cztery dobre pułki.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/187
Ta strona została przepisana.