Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/21

Ta strona została przepisana.

— A! uważajcież moja kobieto — zawołał Friard tonem człowieka, który z rozpaczy głowę tracić zaczyna — wasz osioł stąpa mi na pięty. Uf, panie jeździec, koń twój wszystkich pogniecie, do licha! woźnico, przyjacielu, wpychasz mi dyszel w żebra.
Gdy Miton czepiał się płotu pragnąc go przebyć, a kum Friard nadaremnie szukał otworu, aby się przezeń przecisnąć, nieznajomy wstał, po prostu i jak zwykle wyciągnął długie nogi i niby jeździec, na koń wsiadający, za jednem poruszeniom przebył płot, tak, że żadna gałąź go nie dotknęła.
Miton naśladował go, i w trzech miejscach rozdarł spodnie.
Ale inaczej rzecz się miała z kumem Friard, który ani górą, ani pod spodem przebyć nie mógł, a coraz bardziej zewsząd popychany i gnieciony, wydawał przerażające krzyki.
Nieznajomy widząc to, wyciągnął długą rękę, schwytał go zarazem za kryzę i kołnierz kaftana, a dźwignąwszy do góry, przeniósł jak dziecię na drugą stronę płotu.
— O! ho! ho! — zawołał Miton, uradowany widokiem podnoszącego się i opadającego przyjacielu, kuma Friard — wyglądasz jak sztandar wielkiego Absalona.