wstydu, bardziej uczul to lękliwe szyderstwo, niżby był uczuł wyrzut wyraźny. Chicot kochał mię — mówił dalej Henryk, i brak mi go, to tylko powiedzieć mogę. O! skoro pomyślę, że na tem samem miejscu gdzie teraz siedzisz, siadywali wszyscy ci młodzieńcy, przystojni, dzielni i wierni! że na tym fotelu, gdzie leży twój kapelusz, Chicot nieraz zasypiał...
— Może było to bardzo dowcipne — przerwał d’Epernon; ale w każdym razie niezgrabne i bez uszanowania.
— Niestety! — rzekł Henryk, już ten przyjaciel ukochany nie ma dzisiaj ani duszy ani ciała.
I smutnie poruszył koronką z trupich główek, która ponuro zatrzeszczała niby prawdziwe kości.
— A cóż się stało z Chicotem? — obojętnie spytał d’Epernon.
— Umarł! — odpowiedział Henryk; — umarł jak wszystko co mię kochało.
— Najjaśniejszy panie — przerwał książę — ja sądzę, że doprawdy dobrze zrobił, iż umarł, bo chociaż wprawdzie daleko mniej starzał się jak jego dowcipy, lecz powiadano mi, że trzeźwości nie można było uważać za ulubioną jego cnotę.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/210
Ta strona została przepisana.