— Chciałbym... bo może tym sposobem potrafiłbym Waszą, królewską, mość rozweselić.
— Milcz książę; obrażasz Pana Boga!..
— Chicot także był bezbożnym, a zdaje mi się, że mu to przebaczano.
— Chicot żył wówczas, gdy się jeszcze z czegokolwiek śmiać mogłem.
— W takim razie Wasza królewska mość niesłusznie żałuje go...
— Dlaczego?
— Jeżeli, Najjaśniejszy panie, nic już w Tobie śmiechu nie wzbudza, to Chicot mimo całej swojej wesołości, nicby ci nie pomógł.
— Ten człowiek do wszystkiego był dobrym, to też nie tylko jego dowcipu żałuję.
— A czegóż przecie? bo zapewne nie twarzy, gdyż pan Chicot był bardzo brzydki.
— Ale mądre rady dawał.
— Ha!.. widzę, że gdyby żył, to tyś go Wasza królewska mość zrobił Wielkim kanclerzem, jakeś tego mnicha zrobił przeorem.
— Nie żartuj-no książę, proszę cię, z osób, które mi swej przychylności dowodziły i dla których sam miałem ją nawzajem, Chicot, od czasu skonu swojego, jest dla mnie świętym, jak każdy prawdziwy przyjaciel i skoro nie mam ochoty śmiać się, nie lubię aby się drudzy śmieli.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/212
Ta strona została przepisana.