— O!.. zgoda, Najjaśniejszy panie; i ja również nie mam ochoty do śmiechu. Ale przed chwilą Wasza królewska mość żałowałeś wesołości Chicota, przed chwilą, pragnąłeś Wasza królewska mość, abym cię zabawił, a teraz znowu pragniesz, abym cię zasmucał... krwi boska!... O!... Najjaśniejszy panie, przebacz!.. to nałogowe przysłowie zawsze mi się wyrywa.
— Dobrze, dobrze, teraz już ochłodłem, teraz już jestem takim, jakim mię mieć chciałeś, gdyś zaczął rozmowę od złowrogich ostrzeżeń. Opowiedz mi zatem twoje złe nowiny, d’Epernonie; król ma zawsze w sobie siłę człowieka.
— Niewątpię, Najjaśniejszy panie.
— I wielkie to szczęście, — bo gdybym sam siebie nie pilnował, to umarłbym dziesięć razy na dzień, tak mię źle pilnują.
— Znam pewnych ludzi, którymby się to bardzo podobało.
— Przeciwko tym, książę, mam ja halabardy Szwajcarów moich.
— Niemi daleko sięgnąć nie można.
— Przeciw tym, których zdaleka dosięgać trzeba, mam muszkiety strzelców moich.
— Temi znowu niewygodnie uderzać z bliska; dla obrony królewskich piersi lepsi są dobrzy przyjaciele, niż wszelkie halabardy i muszkiety.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/213
Ta strona została przepisana.