— Niestety!.. — zawołał Henryk — miałem ich niegdyś. Za czasów tych żyjących przedmurzy, które nazywano Quelus, Schomberg, Saint-Luc. Maugiron i Saint-Mégrin, niktby się do mnie niebył dostał.
— Ich więc, Najjaśniejszy panie żałujesz? — spytał d’Epernon, w nadziei, że zyska odwet, skoro pochwyci króla na gorącym uczynku samolubstwa.
— Przedewszystkiem — powiedział Henryk, żałuję serc, które biły w tych piersiach.
— Najjaśniejszy panie — rzekł d’Epernon — niech mi wolno będzie oświadczyć Waszej królewskiej mości, że jestem gaskończyk, a tem samem przewidujący i przemyślny; że dowcipem usiłuję wynagrodzić przymioty, których mi natura odmówiła; słowem, że czynię co mogę, to jest co powinienem, a następnie, że mam prawo powiedzieć: niech się dzieje, co chce...
— A!... widzisz jak się wywijasz; przedstawiasz mi obszernie istotne czy też mniemane niebezpieczeństwa, a przeraziwszy, kończysz na: „niech się dzieje co chce.” Wielce obowiązany, mości książę.
— Raczysz więc Wasza koólewska mość wierzyć cokolwiek tym niebezpieczeństwom?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/214
Ta strona została przepisana.