Obejrzał się, aby zobaczyć śmiałka, który sobie tyle pozwala.
Była to ręka Szwajcara.
— Czy chcesz, abym cię zatłukł, karle?... — rzekł barczysty żołnierz.
— Ach!.. jesteśmy otoczeni?... — zawołał Friard.
— Zmykaj, kto może! — wołał Miton.
I obaj, mając po za płotem wolną przestrzeń przed sobą, ruszyli z miejsca, ścigani szyderczem spojrzeniem i milczącym śmiechem człowieka o długich ramionach i nogach, który wreszcie straciwszy ich z oczu, zbliżył się do stojącego na widecie szwajcara.
— Jak się zdaje, masz niezłą rękę, kolego? — rzekł.
— Tak, panie, niezłą, wcale niezłą.
— Tem lepiej, jest to bardzo ważna okoliczność, zwłaszcza, gdyby nadeszli lotaryńczycy, bo coś tak słychać.
— Ale nie nadejdą.
— Nie?
— Wcale nie.
— Dlaczegóż więc zamykają bramę? ja tego nic nie rozumiem.
— Bo też nie trzeba żebyś rozumiał — odparł szwajcar nagłos śmiejąc się ze swojego żartu.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/23
Ta strona została przepisana.