Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/242

Ta strona została przepisana.

nieodstąpią; to brytany, których jeszcze nie widziano, a które przy pierwszej lepszej sposobności zaszczytnie się popiszą.
— Prawda, prawda, masz słuszność. To dobry pomysł. Ale poczekaj-no...
— Albo co?
— W tej odzieży przecież, niemogą się włóczyć za mną jak cienie. Ciało moje nie źle wygląda; nie chcę więc aby jego cień, a raczej cienie krzywdę mu wyrządzały.
— A!... Najjaśniejszy panie, wracamy widzę do kwestyi pieniężnej.
— Albożeś mniemał, że jej unikniesz?
— Owszem, przeciwnie, jest to wszędzie kwestya główna; ale co do pieniędzy, mam także myśl pewną.
— D’Epernon, d’Epernon! — rzekł król.
— Cóż począć Najjaśniejszy panie?... chęć podobania się Waszej królewskiej mości, podwaja wyobraźnię moję.
— Objaw-że mi ten pomysł.
— Gdyby to odemnie zależało, każdy z tych ludzi jutro znalazłby na stołku, dzisiaj jego łachmany dźwigającym, worek z tysiącem talarów żołdu za pierwsze półrocze.
— Tysiąc talarów za pierwsze półrocze, dwa