Ta strona została przepisana.
— Mówię, że przyjmuję.
— Najjaśniejszy panie, idę do podskarbiego po owe czterdzieści pięć worków.
— Jeszcze dzisiaj, tak późno?
— Wszak nasi ludzie powinni je znaleźć jutro rano na swoich stołkach.
— Prawda. Idź ja wrócę do siebie.
— Zadowolony, Najjaśniejszy panie?
— Dosyć.
— I w każdym razie dobrze strzeżony.
— Tak, przez ludzi, którzy śpią, jak zabici.
— Ale jutro czuwać będą, Najjaśniejszy panie.
D’Epernon odprowadził króla aż do drzwi galeryi, i opuścił go mówiąc sam do siebie:
— Chciaż nie jestem królem, jednak mam gwardyę, która mię nic nie kosztuje, krwi boska!