— Gorączkujesz Henryku, gorączkujes!.. — odparł głos.
Wtedy Henryk jedną nogą wychodząc z łóżka, ujrzał o kilka kroków od kominka, na tym samym fotelu, który przed godziną przeznaczył był dla księcia d’Epernon, głowę oświeconą płowym połyskiem ognia, jakiego zwykle Rembrand używał do rozwidnienia swoich osób na obrazach, które na pierwszy rzut oka dostrzedz trudno było.
Połysk ten spadał naprzód na poręcz fotela, na której jakaś postać rękę oparła, następnie na kościste i wystające kolano tej postaci, wreszcie na stopę tworzącą kąt prosty z żylastą, chudą i nad miarę długą nogą.
— Boże wspieraj mię! — zawołał Henryk — to cień Chicota!
— A! biedny mój Henryczku — rzekł głos, z ciebie zawsze niedołęga?
— Co to znaczy?
— Cienie przecież nie mówią, dziwaku, bo nie mają ciała, a tem samom i języka — odparła postać siedząca na fotelu.
— To ty Chicot! — zawołał upojony radością monarcha — nieprawdaż?
— W tym względzie nic stanowczego wy-
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/257
Ta strona została przepisana.