— Prawda, że odwaga, lecz wcale nie okropna, bo właśnie od czasu, jak przekonałem wszystkich o śmierci mojej, żyję sobie jak najspokojniej.
— Chicot! Chicot! — zawołał król — przerażasz mię przyjacielu, ja głowę tracę.
— A ba! dzisiaj dopiero to spostrzegasz?
— Nie wiem co myśleć.
— Przecież trzeba coś raz postanowić. No, obaczmy, co też myślisz?
— Myślę, żeś umarł i że po śmierci stajesz przedemną.
— W takim razie masz mię za kłamcę, bardzo dziękuję za grzeczność...
— Jeżeli nie kłamiesz, to przynajmniej niezupełną prawdę mówisz; a teraz będziesz mi zapewne prawił okropności, jak niegdyś owe starożytne upiory.
— A! tego się wcale nie zapieram. Przygotuj się zatem biedny królu.
— Tak, tak — mówił dalej Henryk — wyznaj, że jesteś duchem od Boga zesłanym.
— Wyznam co zechcesz.
— Jakżebyś inaczej przebył napełnione strażą korytarze? Jakże byłbyś się dostał tu, do mojego pokoju; do mnie? Czyż teraz każdy pierw-
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/260
Ta strona została przepisana.