Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/264

Ta strona została przepisana.

— Bardzo dobrze. Masz francuzkie gwardye...
— Któremi dowodzi Crillon.
— Wybornie. Cóż więcej masz?
— Co więcej? Niewiem czy ci to powiedzieć.
— Nie mów. A któż tego żąda?
— Oto mam coś nowego, mój Chicot.
— Nowego?
— Tak jest, wyobraź sobie mam czterdziestu pięciu dzielnej szlachty...
— Czterdziestu pięciu! Co ty mówisz?
— Czterdziestu pięciu szlachty.
— Gdzieżeś ich znalazł? Pewnie nie w Paryżu.
— Nie, ale dzisiaj do Paryża przybyli.
— Prawda! prawda!... — zawołał naglą myślą oświecony Chicot. Ja znam tę twoję szlachtę.
— Doprawdy?
— Czterdziestu pięciu żebraków, którym tylko sukien brakuje.
— Nie przeczę.
— A jakie twarze, jakie figury, aż pękać trzeba ze śmiechu.
— Cbicot, są pomiędzy nimi dzielni ludzie.