Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/268

Ta strona została przepisana.

— Mów jakie.
— Którzy wielki mają na ciebie apetyt.
— Mów, mów...
— Najprzód, katolicy.
— !..L. bo tylko trzy części hugonotów wytępiłem.
— Potem hugonoci, boś ich trzy części wytępił.
— A! prawda... a trzeci rodzaj?
— A cóż myślisz o politykach, Henryku?
— Prawda, ci niechcą ani mnie, ani mojego brata, ani pana Gwizyusza.
— Ale chcą twojego szwagra z Nawarry.
— Tak, jeżeli się swojej wiary wyrzecze.
— Piękny interes! a ponieważ to go niezbyt obchodzi?
— Ależ ludzie, o których mi mówisz...
— No?..
— To cała Francya.
— Zgadłeś. Otóż to jest właśnie cale moje wojsko, moje, jako sprzymierzeńca ligi. Teraz dodaj i porównaj.
— My żartujemy, Chicot, nieprawdaż?... — spytał Henryk, czając dreszcz po całem ciele.
— Czyż teraz czas żartować, kiedyś sam przeciwko wszystkim, biedny mój Henryczku?...