Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/271

Ta strona została przepisana.

— Podaj mi papier i atrament.
— A to na co?... Czy chcesz wydać rozkaz, aby pan Gwizyusz w Nancy pozostał?..
— Zgadłeś!... Widać, że to myśl dobra, skorośmy obaj razem na nią wpadli.
— Owszem, to wcale zła myśl.
— Dla czego?
— Bo skoro taki rozkaz otrzyma, natychmiast domyśli się, że obecność jego w Parzżu nieodbicie potrzebna i pospieszy tutaj...
— Król uczuł, że go gniew przejmuje i z ukosa spojrzał na Chicota.
— Jeżeliś tu przyszedł tylko z tego rodzaju wiadomościami, to mogłeś sobie raczej w domu siedzieć.
— Cóż czynić Henryku?... widma nie zwykły pochlebiać.
— Wyznajesz zatem, że jesteś widmem?
— Nigdym temu niezaprzeczał!
— Cbicot!
— No!.. nie gniewaj się, bo z krótko widzącego, przemienisz się w zupełnie ślepego. Wszakże sam powiedziałeś, że zatrzymujesz twojego brata we Flandryi?...
— Tak jest, i sądzę, że to dobra polityka.
— Posłuchaj mię zatem, tylko bez gniewu.