— Jaki litościwy!..
— Nie, jam tylko samolub... a widok cierpień bliźniego drażni nerwy moje.
— Czy wiesz co się stało!...
— Gdzie, Najjaśniejszy panie?
— Na placu Grève.
— Nie, na honor, niewiem.
— Salcède wyparł się wszystkiego.
— A!...
— Ty bardzo obojętnie bierzesz tę okoliczność.
— Ja?..
— Tak jest.
— Wyznaję, Najjaśniejszy panie, że nie wielką, wagę przywiązywałem do zeznań jego; zresztą, byłem pewny, że wszystkiemu zaprzeczy.
— Przecie pierwej zeznał.
— Właśnie też dlatego później zaparł się. Pierwsze jego zeznania ostrzegły Gwizyuszów aby się mieli na baczności; rzecz naturalna zatem, iż pracowali, podczas gdy Wasza królewska mość odpoczywałeś.
— Jakto!... przewidujesz podobne rzeczy i nic mi o nich nie mówisz?
— Nie jestem ministrem, niewtrącam się więc do polityki.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/278
Ta strona została przepisana.