niesz do Rouen; tam znajdziesz twą admiralską galerę, wsiądziesz na nią niezwłocznie i rozwiniesz żagle, udając się do Antwerpii.
— Do Antwerpii!.. — zawołał Joyeuse z taką rozpaczą, jakby otrzymał rozkaz wyruszenia do Kantonu lub Valparaiso.
— Zdaje mi się, że już powiedziałem — rzekł król tonem zimnym, który świadczył o niecofnionem jego prawie, jako zwierzchnika i o niecofnionej woli, jako monarchy; zdaje mi się, że powiedziałem i że powtarzać nie potrzebuję.
Joyeuse nieokazując najmniejszego oporu, zarzucił płaszcz na siebie, przypiął szpadę do boku i wziął z krzesła swój beret aksamitny.
— Do licha!... ileż mię kosztuje trudu nakazanie posłuszeństwa — szepnął Henryk — wszak jeżeli zapominam czasami, że jestem panem, to przecież wszyscy inni powinniby o tem pamiętać.
Joyeuse, milczący i obojętny, ukłonił się i według istniejących przepisów, położył dłoń na rękojeści szpady.
— Proszę o rozkazy, Najjaśniejszy panie! — rzekł tonem tak uległym, że wola monarchy zmiękła jak wosk topniejący.
— Udasz się do Rouen — powiedział Henryk — gdzie pragnę, abyś wsiadł na okręt, chyba, że wolisz lądem jechać do Brukselli.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/288
Ta strona została przepisana.