— Dla Boga!... jakże ci brak pojęcia, wielki monarcho!... I ty myślisz, że powiozę list o dwieście pięćdziesiąt mil ztąd, niewiedząc, co się w nim zawiera!.. Bądź spokojny, mój drogi!... na pierwszym lepszym zakątku ulicy, lub pod pierwszem lepszem drzewem, zatrzymam się i list twój otworzę. Jakto!... od przeszło dziesięciu lat wyprawiasz posłów do różnych części świata a nie znasz ich jeszcze!.. No odpocznij-że sobie na ciele i duszy, ja wracam do mojego ustronia.
— A gdzież jest to twoje ustronie?..
— Na cmentarzu Niewiniątek wielki monarcho.
Henryk rzucił na Chicota wzrok pełen zdziwienia, które go nie opuszczało przez ciąg dwugodzinnej z błaznem rozmowy.
— Wszak prawda, że się tego niespodziewałeś? — spytał Chicot, biorąc płaszcz i kapelusz.
— A jednak co to jest mieć stosunki z ludźmi z tamtego świata!... A więc, stało się, do jutra, ja lub mój posłaniec...
— Zgoda, ale twój posłaniec musi znać hasło, aby wiedziano, że przybywa od ciebie i aby mu drzwi otworzono.
— Słusznie!.. Jeżeli ja sam przyjdę, hasło niepotrzebne; jeżeli posłaniec, powie, że go „Cień” przysyła.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/297
Ta strona została przepisana.