Odtąd więc cala swą uwagę zwrócił na tę osobę.
Rolę spostrzegacza łatwo mógł odegrać, bo oparty na poręczy balkonu, poznawał każdego na ulicy i pod gankiem; nie uszło więc baczności Chicota żadne poruszenie tajemniczego nieznajomego, a najmniejsza nieostrożność mogła mu niechybnie odkryć rysy jego.
Nagle i gdy Chicot cały oddał się swoim spostrzeżeniom, jakiś jeździec w towarzystwie dwóch masztalerzy, pokazał się na rogu ulicy i energicznemi razami szpicruty porozpędzał ciekawych, którzy uporczywie skupiali się wkoło muzyki.
— Pan Joyeuse — szepnął Chicot poznając w jeźdzcu wielkiego admirała Francyi, ubranego w boty i ostrogi, stosownie do rozkazu króla.
Gdy rozpędzono ciekawych, orkiestra umilkła zapewne na znak pana.
Jeździec zbliżył się do szlachcica pod gankiem ukrytego.
— No! Henryku — spytał — co słychać nowego?
— Nic, bracie, nic.
— Nic?
— Nic, nawet się nie pokazała.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/317
Ta strona została przepisana.