— Widzisz mię w rozpaczy, wszystko się przeciw nam sprzysięgło.
— Co ty mówisz?...
— Nie mam czasu pomagać ci...
— Wistocie, widzę żeś w ubraniu podróżnem, czego zrazu wcale nieuważałem.
— Z polecenia króla dzisiejszej nocy jeszcze wyjeżdżam do Antwerpii.
— Kiedyż ci wydał ten rozkaz?
— Dzisiaj wieczór.
— Mój Boże!
— Jedź ze mną, błagam cię.
Henryk opuścił ręce.
— Czy mi to rozkazujesz, bracie?.. — spytał blednąc na samę myśl o wyjeździe.
— Proszę cię, du Bouchage, nic więcej.
— Dziękuję ci, bracie.
Joyeuse wzruszył ramionami.
— Niech będzie jak chcesz, Joyeuse, ale gdyby mi przyszło zaprzestać przepędzania nocy na tej ulicy, gdybym musiał zaniechać patrzenia w to okno...
— To co?..
— To umarłbym!
— Biedny szaleńcze!
— Widzisz bracie, serce moje tam, życie moje tam — powiedział Henryk, wyciągając ręce
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/321
Ta strona została przepisana.