— Trzeba czekać, moje dziecko — rzekł brat Boromeusz z udaną uległością, której zaprzeczał ogień spojrzeń jego.
— Czemuż jednak nie każesz rozdać broni?.. porywczo spytał Jakób, znowu zawijając opadłe rękawy.
— Ja, mam rozkazać?
— Tak jest, ty.
— Wiesz dobrze, mój bracie, że ja tu nie rozkazuję — odrzekł pokornie Boromeusz — tam oto jest nasz pan!..
— Tak, uśpiony w fotelu, wówczas gdy wszyscy czuwają — powiedział Jakób raczej niecierpliwie aniżeli bez uszanowania, cóż mi to za pan?...
I dumnym a przebiegłym wzrokiem chciał zajrzeć aż na dno serca brata Boromeusza.
— Szanujmy jego stopień i sen — rzekł tenże postępując na środek pokoju, lecz nieszczęście chciało, że obalił stołek.
Chociaż kobierzec złagodził łoskot upadającego stoika, równie jak był złagodził tupnięcie nogą brata Jakóba, jednakże dom Modest przebudzony, zerwał się wołając drżącym głosem placówki zaspanej:
— Kto tam?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/342
Ta strona została przepisana.