— Alboż mniemałeś księże przeorze, iż umarłem?...
— Ba! nigdzie cię nie było widać.
— Miałem interesy...
— A!...
Chicot wiedział dobrze, iż Gorenflot zawsze był skąpy w słowa, jeżeli się nie rozgrzał dwiema lub trzema butelkami starego burgunda.
Otóż, ponieważ przeor, według wszelkiego do prawdy podobieństwa, z powodu zbyt rannej pory, był jeszcze na czczo, Chicot zatem wziął fotel i cichutko zasiadł przy kominku, wyciągnął nogi i oparł plecy o grzbiet materacami wysłany.
— Czy będziesz jadł ze mną śniadanie, parne Briquet? — spytał dom Modest.
— Być może, księże przeorze.
— Nie powinieneś gniewać się na mnie, panie Briquet, jeżeli niemogę poświęcać dla ciebie wszystkich chwil moich, jakbym pragnął tego...
— A któż u dyabła!... żąda chwil twoich, księże przeorze?... do pioruna!... ja nawet twojego śniadania nie żądałem, sam je ofiarowałeś.
— Zapewne, panie Briquet — odpowiedział dom Modest z niespokojnością, którą usprawiedliwiał dosyć pewny ton mowy Chicota — tak
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/348
Ta strona została przepisana.