Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— No, to niewierny.
— E!... dajmy pokój, lecz co przez to obciąłeś rozumieć, panie Briquet?.. bo doprawdy nie pojmuję ciebie.
— Nie, tylko że wyjeżdżam i że przychodzę z pożegnaniem. Bywaj mi zatem zdrów dom Modeście.
— Ty mię tak nie opuścisz.
— Owszem, dlaczego nie!
— Ty.
— Tak jest, ja.
— Przyjaciel?
— Wielkość nie ma przyjaciół.
— Ty, Chicot?
— Ja już nie jestem Chicot, wszakżeś mi to przed chwilą zarzucał.
— Ja, a kiedy?
— Kiedy wspomniałeś o mojem fałszywem stanowisku.
— Zarzucałem!... A!.. jakże się dzisiaj wyrażasz!...
I przeor zwiesił tłustą głowę, której trzy podbródki spłaszczyły się w jeden, przygniecione do szyi bawolej.
Chicot patrzył nań z pod oka i dostrzegł, że blednie.