— Osobiście?
— Listownie... kochany panie Chicot, listownie...
— Czy to ten z orlą twarzą, którego widziałem na dole?
— On sam.
— Który mię tu oznajmił?..
— Tak jest.
— O!... ho!... — mimowolnie zawołał Chicot — jakież posiada przymioty ów podskarbi, tak żarliwie protegowany przez księcia kardynała?...
— Rachuje jak Pythagores.
— I to za jego radą zaleciłeś wojenne ćwiczenia?...
— Tak, przyjacielu.
— To jest, on ci podał projekt uzbrojenia twoich zakonników, nieprawdaż?...
— Nie, kochany panie Chicot, to mój wyłączny pomysł.
— A jakiż cel tego pomysłu?
— Cel uzbrojenia braciszków.
— Tylko bez pychy, zatwardziały grzeszniku, pycha, to grzech śmiertelny, to nie jest wcale twój pomysł.
— Mój czy jego, tego już dobrze niepamiętam. Ale nie, nie, stanowczo mój, zdaje się
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/358
Ta strona została przepisana.