— Tak jest panie.
— Czy w tłumie?
— Nie, właśnie odebrałem list od mojej kochanki; czytałem go, krwi bozka! nad rzeką, o ćwierć mili ztąd, w tem nagle wiatr wyrwał mi list i kapelusz. Pobiegłem za listem, chociaż przy kapeluszu miałem prawdziwy guzik brylantowy. List schwytałem, ale kiedy pośpieszyłem za kapeluszem, już go wiatr zagnał w rzekę a z rzeką do Paryża! Ha! tem lepiej, może się nim jaki biedak wzbogaci!
— Więc jesteś pan z gołą głową?
— Alboż to w Paryżu nie dostanie kapelusza? krwi bożka! kupię jeszcze piękniejszy, i przystroję go dwa razy większym brylantem.
Oficer nieznacznie wzruszył ramionami; lecz mimo to gaskończyk dostrzegł to poruszenie.
— Co pan rozkaże?... — rzekł.
— Czy masz pan kartę?... — spytał oficer.
— Zapewne że mam, a nawet dwie.
— Jedna będzie dostateczną, skoro zgodna z przepisami.
— Ale jeśli się nie mylę — rzekł gaskończyk, ogromnie wytrzeszczając oczy — o! nie, krwi bozka! nie mylę się... wszak mam zaszczyt mówić z panem de Loignac?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/37
Ta strona została przepisana.