— A więc — rzekł Gorenflot — nie wierzysz w apetyt poganinie?
— Dobrze! dobrze! w co wierzę to wierzę, dajmy pokój tym teoryom.
— Zgoda — rzekł Gorenflot — pomówmy o rzeczywistości.
I nalał sobię pełną szklankę wina.
— O owych dobrych czasach, które przed chwilą wspomniałeś, mój Chicot, o naszych wieczerzach pod „Rogiem Obfitości.”
— Bravo! sądziłem, że już o tem wszystkiem zapomniałeś wielebny ojcze.
— Profanie, wszystko to zasypia na łonie majestatu mojego stanowiska; ale do licha! ja sam, zawsze jestem jednaki.
I mimo próśb Chicota, Gorenflot zaczął nucić ulubioną piosnkę swoję:
A burgund odkorkowany,
Osiołek strzyże uszkiem,
— Ależ cicho, nieszczęśliwy — rzekł Chicot — jeżeli brat Boromeusz nadejdzie może pomyśleć, żeś już cały tydzień nic ani jadł ani pił.